piątek, 4 lipca 2014

Hierarchia wydatków w budżecie

Bardzo istotną sprawą przy zarządzaniu finansami osobistymi jest odpowiednia hierarachia wydatków. Polega ona na podzieleniu wszystkich wydatków na kategorie według ważności i dopiero później przeznaczaniu na nie odpowiednich funduszy. Inaczej może okazać się, że w danym miesiącu zapomnieliśmy zabudżetować jedzenie bądź opłaty za mieszkanie.
Albo że spełniamy nasze zachcianki, a nie są zaspokojone potrzeby.
Dlatego też ustalmy kategorie wydatków i ustawmy je w odpowiedniej kolejności. I tu jest pole do popisu dla każdego gospodarstwa domowego. U każdego będzie to wyglądało inaczej, najważniejsze, aby budżet się spinał, potrzeby były zaspokojone, a twórcy i wykonawcy budżetu mieli poczucie, że jest to przemyślane i przemodlone.
Jako przykład – a może i inspirację dla niektórych z Was – przedstawię, jak wygląda budżet w mojej rodzinie.
Pierwszą i najważniejszą kategorią jest dziesięcina. Tu nie ma miejsca na kompromisy, skoro Bóg obdarował nas zaufaniem i przekazał pieniądze, to musimy na to zaufanie odpowiedzieć i też zaufać, że po przekazaniu dziesięciny starczy na pozostałe potrzeby. I zawsze starcza!
Dziesięcinę przekazujemy zaraz po sporządzeniu budżetu, jest to pierwszy ruch finansowy w miesiącu. Dodatkowo odkładamy jakąś niewielką kwotę na cele typu taca, skarbonka itp. Po pierwsze, żeby dawać świadectwo innym, po drugie, żeby uczyć dzieci nasze dawania. No i po trzecie, czasem odczuwamy potrzebę, żeby wrzucić coś do konkretnej puszki czy skarbonki w kościele.
Z tego, co pozostaje po oddaniu dziesięciny, odkładamy pewną część na oszczędności. Jest istotne, aby zrobić to zaraz na początku budżetu, bo kolejne kategorie są coraz bardziej kuszące i nic nie zostałoby na oszczędności. Na co przeznaczamy te oszczędności i w jaki sposób je przechowujemy – to opiszę w innym wpisie.
Nadchodzi czas na potrzeby. Pismo Święte wymienia trzy potrzeby, które Bóg zobowiązał się zaspokoić: jedzenie, ubranie i dach nad głową (mieszkanie). Do tych trzech dorzuciliśmy kolejne trzy, a mianowicie: spłata kredytów, pożyczek i zobowiązań, od których nie możemy się uwolnić (np. już podpisana umowa na abonament – jak zerwiemy umowę, to zapłacimy karę); wydatki, które są niezbędne do uzyskania dochodu – czyli dojazd do pracy, ZUS, podatki, opieka nad dziećmi itp.; trzecią kategorią są podstawowe leki, kosmetyki i chemia domowa. Podstawą do ustalenia, czy dany wydatek mieści się w tej kategorii jest pytanie, czy jakbyśmy nie mieli pracy, a dzieci potrzebowałyby drogiej operacji, to co byśmy kupowali. Na pewno mydło, szampon i proszek do prania, ale już niekoniecznie krem czy lakier do paznokci. Tu potrzebne jest dobre rozeznanie, ile potrzebujemy na takie podstawowe życie – nazywam to budżetem kryzysowym. Moje sposoby na ustalanie tego przedstawię w jednym z kolejnych wpisów.
Jeśli nie starczy nam na potrzeby – to obcinamy z oszczędności. Ale przyznam, że taka sytuacja jeszcze się nie zdarzyła.
Jeśli już spełniliśmy nasze potrzeby, powinniśmy moim zdaniem podzielić się z potrzebującymi. Teraz przeznaczamy jakąś kwotę na działania charytatywne. Ja ustaliłam to w sposób procentowy, żeby nie zastanawiać się, czy ma to być więcej, a może już jest dużo – po prostu pewien procent pozostałej kwoty i już. Tej kwoty nie wydatkujemy od razu – chyba że mamy już obrany jakiś cel, ale zazwyczaj nie – ale staramy się być czujni na natchnienia wewnętrzne. Czy to będzie bezdomny spotkany na dworcu, czy ulotka jakiejś fundacji, czy przemknie nam przez myśl jakiś istotny cel i poszukamy, kto się tym zajmuje – mamy na to przeznaczone pieniądze i możemy je wydać. Swoją drogą, pozwala to mieć ciągle otwarte oczy i serce i szukać kogoś, komu możemy pomóc. Tę kwotę koniecznie trzeba wydać w danym miesiącu, nie ma możliwości przeniesienia jej na kolejny – to też mobilizuje do poszukiwania osób i organizacji, którym chcemy pomóc.
No i teraz wreszcie nadchodzi czas na przyjemności ;) Kolejną kategorię stanowią właśnie one. U nas są to sprawy, które są istotne i chcielibyśmy, żeby były w naszym życiu obecne. Przykładowo: dodatkowe fundusze na jedzenie, żeby można było jeść rzeczy zdrowe, lepsze wartościowo, więcej warzyw i owoców – pamiętajmy, że w potrzebach uwzględniamy tylko podstawowe jedzenie, żeby się najeść i nie chodzić głodnym. Tu już możemy troszkę poluzować. Są to też dodatkowe środki na zdrowie, kosmetyki i chemię; zabawki, książki i artykuły plastyczne dla dzieci; dodatkowe fundusze na ubrania, tutaj też odkładamy pieniądze na utrzymywanie kontaktów towarzyskich i rodzinnych, na wyprawianie uroczystości rodzinnych i świąt. W tej kategorii znajdują się też ułatwiacze życia typu samochód i telefon oraz fryzjer. Generalnie są to wydatki, które nie są niezbędne do życia, ale których też nie uważamy za zachcianki. Bardziej dorównanie do średniego poziomu życia.
Jak już sobie tak dobrze żyjemy, to dochodzimy do wniosku, że warto byłoby jeszcze podzielić się z potrzebującymi – i odkładamy kolejną pulę na działalność charytatywną.
Z tego, co pozostało, finansujemy nasze zachcianki. Są tam kwoty na osobiste wydatki każdego członka rodziny (z których nie musi się rozliczać i może wydać na cokolwiek, czy będzie to codziennie ciastko i guma do żucia, czy książki czy będzie zbierać na większy wydatek – jego sprawa), wydatki na rozrywkę całej rodziny oraz – osobno – na integrację małżeńską, czyli wszystko, co sprawia, że czujemy się sobie coraz bliżsi. Dorzucamy czasem jakieś kwoty do poprzednich kategorii, np. na jedzenie, żeby czasem zjeść coś lepszego czy wyjść „na miasto”, ubrania czy kosmetyki. W tej kategorii też zbieramy na wyjazdy – osobno na rekolekcje i dni skupienia, osobno na wyjazdy „świeckie”. W tej części budżetu kategorie mogą być bardzo wymyślne i muszę stwierdzić, że potrafią się mnożyć w nieskończoność ;) Ale zawsze można powiedzieć, że dany typ wydatków mieści się w osobistych i trzeba na niego uciułać we własnym zakresie. Dodam, że na zachcianki nie zawsze nam starcza i tak chyba powinno być.
Warto pamiętać, że część wydatków jest okresowa – np. w lecie więcej wydamy na owoce i warzywa (bo jemy ich więcej), w zimie droższe jest utrzymanie mieszkania i więcej jeździ się samochodem, niektóre wydatki pojawiają się rzadko, jak ubezpieczenia, wyjazdy wakacyjne czy wyrównanie do gazu/wody/prądu i tu warto zbieram przez cały rok i odkładać na osobne konto drobne kwoty, żeby nie poczuć tego boleśnie w jednym miesiącu.

Ufff, rozpisałam się dzisiaj, ale wydawało mi się to bardzo istotnym tematem, w kolejnych wpisach postaram się dokładniej opisać poszczególne części budżetu. Pamiętajcie jednak, że każde gospodarstwo domowe, każda rodzina, każda osoba jest inna – i nie można żywcem przenosić jednego rozwiązania do swojej rodziny, bo to się nie sprawdzi. Jako, że zarządzamy pieniędzmi Boga, to u Niego powinniśmy szukać rady i pomocy w stworzeniu optymalnego budżetu rodziny.

piątek, 13 czerwca 2014

Ułuda promocji

Większość osób, którym doskwiera brak gotówki lub chcą żyć oszczędniej i wydawać mniej, ulega ułudzie promocji. Wynajdują - w gazetkach promocyjnych, na wyprzedażach, na bazarkach - okazyjne oferty i korzystają z nich. Jednak w przypadku wielu z nich nie prowadzi to do zwiększenia oszczędności. Dlaczego tak się dzieje?
Pomyślmy, jak zachowujemy się zazwyczaj w sklepie. Chcemy sobie kupić to, to i jeszcze tamto. Ale to za drogie, na wszystko nam nie starczy, zresztą dopiero co wyszliśmy z innego sklepu i zostawiliśmy tam sporo pieniędzy. To kupimy tylko dwie rzeczy zamiast trzech. Jeśli jednak w poprzednim sklepie kupiliśmy to samo, ale w okazyjnych cenach - w kolejnym pozwolilibyśmy sobie na więcej.
Zawsze w życiu będzie tak, że będziemy musieli sobie odmawiać. Nigdy nie będziemy w takiej sytuacji,  żeby móc pozwolić sobie na wszystko. Niezależnie od tego, ile gotówki będziemy mieli do dyspozycji, zawsze znajdzie się jeszcze coś, co bardzo nas kusi, ale nie stać nas na to.
Dlatego prawdziwym lekarstwem na bałagan w finansach jest... uporządkować go! Tylko tyle i aż tyle. Jak się za to zabrać? Tak, jak za każde inne sprzątanie - sprawdzamy, co mamy, wymyślamy sposób na porozkładanie tego w szafkach tak, aby było nam wygodnie z tego korzystać i aby spełniało to wszystkie nasze potrzeby i - NAJWAŻNIEJSZE - zawsze odkładamy rzeczy na miejsce.
I tak samo postępujemy, jeśli chcemy, aby nasze pieniądze nie rozchodziły się nie wiadomo gdzie. Spisujemy nasze wszystkie zasoby (czyli to, co mamy w danym momencie) oraz dochody (to, co do nas wpływa). Rozkładamy to w szufladkach opisanych kategoriami wydatków i oszczędności. I rzecz ostatnia, kluczowa - trzymamy się tego planu!
Owszem, konieczna jest do tego zmiana myślenia. Będzie to czasem trudne, że mamy ochotę na jedzenie na mieście, kino czy nową bluzkę - a nasz budżet na tę kategorię jest już wyczerpany. Będą kryzysy, ale będzie i satysfakcja oraz osiągnięty cel - zaoszczędzone środki na spełnienie dużego marzenia. Poczucie, że panujemy nad naszym portfelem. No i świadomość, jaka jest nasza sytuacja i że potrafimy opanować nasze pragnienia, gdy jest to konieczne.

Tak więc droga do zmiany mentalności finansowej wygląda następująco:
1. Rezygnacja z przeglądania gazetek reklamowych, chodzenia na wyprzedaży, sprawdzania promocji w sklepach i w internecie
2. Spis majątku
3. Lista dochodów
4. Budżet (rozdzielenie dochodów na poszczególne kategorie oszczędności i wydatków)
5. Monitoring wykonania budżetu na bieżąco (np. co tydzień)
6. Sprawdzenie wykonania budżetu na koniec miesiąca i powrót do kroku 3

Zobaczycie, że nagle wiele wydatków wyda się Wam zbędnych, oszczędności zaczną rosnąć, a szafy nie będą puchły od nieprzemyślanych, powielających się zakupów.
Powodzenia!

poniedziałek, 26 maja 2014

Emerytura

Rozbrzmiewa teraz we wszystkich mediach dyskusja na temat emerytury. Lepiej wybrać ZUS czy OFE? Jak zabezpieczyć się na przyszłość? Jak mamy wyżyć za głodową emeryturę? Dlaczego rząd nie chce dać nam tego, co się należy? Dlaczego przesuwa wiek emerytalny i zmusza nas do pracy niemal do samej śmierci?
Mam wrażenie, że tego typu podejście do tematu jest niewłaściwe. Biblia w żadnym miejscu nie wspomina o emeryturze. Wręcz przeciwnie, św. Paweł mówi: "Kto nie chce pracować, niech też nie je!" (2Tes 3,10). Czy ten cytat odnosi się tylko do ludzi do 60, 65 czy 67 urodzin? Wręcz przeciwnie - dotyczy on wszystkich. Dlatego myślę, że emerytura w takim sensie, jak rozumie ją świat, nie jest zamysłem Bożym. Owszem, tak jak zmienia się nasze zdrowie, doświadczenie i możliwości, tak też i zmienia się rodzaj pracy, którą wykonujemy. I tak jak nie dziwi nas widok staruszka - profesora czy pisarza, który nadal, na miarę swoich sił, udziela się w społeczeństwie, tak nie powinniśmy oczekiwać, że po osiągnięciu pewnego wieku będziemy mogli nic nie robić, nie dawać nic z siebie, ale tylko brać. Jeździć po świecie, zwiedzać, fotografować, odpoczywać, a w przerwach między wyjazdami relaksować się przed telewizorem czy na działce.
Człowiek powinien pracować, dopóki mu siły na to wystarczą. Owszem, charakter pracy się zmienia. W pewnym wieku nie ma już sił fizycznych, aby dźwigać ciężary czy stać cały dzień przy taśmie produkcyjnej - ale też nie ma sensu, aby człowiek z dużym doświadczeniem i wiedzą - a tacy przecież wszyscy pracownicy w pewnym wieku się stają - dalej pracował fizycznie. Nie pozwólmy ludziom czuć się niepotrzebnymi i odsyłajmy ich w niebyt i nicnierobienie, gdy ich siły słabną. Korzystajmy z tego, co mogą nam dać - z ich wiedzy i doświadczenia. Niech kierują młodszymi, doradzają im, dzielą się swoim bogactwem.
A emerytura niech będzie dodatkiem do wynagrodzenia, który pozwoli zwolnić tempo, pracować krócej, kiedy sił jest już mniej.
W tym świetle dyskusje o podwyższeniu wieku emerytalnego czy o pazernym ZUS-ie tracą na znaczeniu. Owszem, musimy roztropnie podjąć tę decyzję, ale nie powinno być to nasze "być albo nie być", nie powinniśmy budować naszej nadziei na odpoczynek pod koniec życia na wynikach ekonomii ludzkiej.

piątek, 16 maja 2014

Talenty

Zarządzam talentami. Mam ich wiele. Moje zdolności i umiejętności. Możliwości, jakie się przede mną otwierają. Pieniądze i majątek. Możliwości pracy. Kontakty z ludźmi. Wszystko, co Bóg stawia na mojej drodze i mówi: "zarządzaj tym najlepiej, jak umiesz". Staram się najlepiej, jak potrafię, a wychodzi różnie. Ale idę do przodu.
Wspiera mnie w tym mąż, a sił i zapału dodają dzieci.
Chcę pisać o tym, co jest istotne dla mnie, jako kobiety, żony, matki, chrześcijanki. O moich zmaganiach życiowych i religijnych. O tym, jak okazać się dobrym zarządcą powierzonych talentów, jak ich nie zakopać, ale wykorzystać je do wzrostu własnego oraz dla dobra innych.